Covidowy rok numer 2 za nami. Cieszy mnie bardzo, że niezależnie od sytuacji na świecie, masa ludzi wciąż nagrywa zajebistą muzykę. Dzięki temu zdecydowanie nie można narzekać na brak świetnych premier, czy to ze strony niezależnych, podziemnych wykonawców, czy większych komercyjnych wyjadaczy. Moja playlista, zawierająca po jednym kawałku z każdej porządnie przesłuchanej, fajnej metalowej płyty z ostatnich 12 miesięcy, liczy obecnie około 70 pozycji, a i tak co najmniej parę rzeczy mi uciekło. Przy takiej ilości dobra, spokojnie byłbym w stanie rozszerzyć tę topkę dwukrotnie. Muszę też wspomnieć, że kilka pozycji, w tym na przykład nowe krążki Voices, Apsu, Dordeduh i Stormkeep, mogłoby załapać się do finału, gdyby nie to, że nie zdążyłem spędzić z nimi wystarczająco dużo czasu. Publikuję ten wpis ze sporym poślizgiem, między innymi właśnie dlatego, że chciałem paru albumów jeszcze porządnie posłuchać. Ostatecznie, mimo sporej kolejki kandydatów, postanowiłem, mierząc siły (czasowe) na zamiary i wytypować tradycyjnych dziesięciu wspaniałych. Jeśli ktoś zostanie pokrzywdzony, no cóż, może dostanie świetliste pięć gwiazdek w recenzji w nadchodzących miesiącach.