Nie włącza się nowej płyty Anaal Nathrakh w poszukiwaniu finezji, czy artystycznego wyrafinowania. Włącza się ją po to, by spuścić sobie siarczysty łomot i utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko wkrótce trafi jasny szlag i nie ma ratunku dla naszej rozpieszczonej zachodniej cywilizacji. Biorąc pod uwagę nękające nas globalne turbulencje można powiedzieć, że dawno nie było okoliczności tak sprzyjających odbiorowi sztuki tych apokaliptycznych, angielskich maniaków, jak dziś. Mimo, że od półtorej dekady niemalże nie drgnęli na swojej obwarowanej, stylistycznej pozycji, u schyłku roku 2020, z pozbawionymi złudzeń co do ludzkiej rasy tekstami i muzyką, która przy odpowiednim natężeniu decybeli dosłownie odrywa mięso od kości, Mick Kenney i Dave Hunt okazują się właściwymi ludźmi, na właściwym stanowisku.
