Pamiętam jak pierwszy raz trafiłem na muzykę Sólstafir, a mianowicie na ich trzecie, a wówczas ostatnie wydawnictwo, Köld. Nazwa zespołu była mi wcześniej zupełnie nieznana, ale za sprawą niesłychanie charakterystycznej i unikatowej formuły ich twórczości, od pierwszego kontaktu utkwiła mi w pamięci. Charakterystyczna receptura polegająca na przelewaniu fal hałasu, płynących z pogranicza post-rocka, blacku i dooma, niosących charyzmatyczne, balansujące na granicy rozpaczliwego fałszu i urzekającej melodii wokale, zdobyła moje serce, podobnie zresztą jak serca armii słuchaczy na całym świecie. Dziś, jedenaście lat później, Sólstafir wciąż pozostają jednym z najbardziej rozpoznawalnych składów na scenie, choć w międzyczasie, podobnie jak wielu przed nimi, zdążyli zrzucić sporo pierwotnego metalowego ciężaru i udać się na poszukiwania artystycznego spełnienia w spokojniejszych, bardziej przestrzennych dźwiękach…
