Trochę ponad miesiąc temu wybrałem się do poznańskiego U Bazyla na koncert Davida Vincenta, który ostatnio, do spółki z Petem Sandovalem i pod przeformatowanym szyldem, ogrywa na żywo kultowe kawałki z repertuaru Morbid Angel. Zwykle z rezerwą podchodzę do podobnych auto-coverowych inicjatyw, ale że miasto dopiero wygrzebuje się z pandemicznej koncertowej posuchy, a poza tym skład imprezy uzupełniły dwie ze wszech miar zacne kapele, postanowiłem rozruszać kark i przypomnieć sobie jak komponują się bazylowe browary ze starym dobrym death metalem.
