Choć na Jonie Schafferze niemalże postawiłem już przysłowiowy krzyżyk, Hansi Kürsch to wciąż klasa, zaś debiut wspólnego projektu tych dwóch panów był dawno temu jednym z moich absolutnie ukochanych power metalowych krążków. W związku z tym, jakkolwiek przeczuwając płacz i zgrzytanie zębów, nie potrafiłem tak zupełnie odmówić sobie przygody z ich najnowszym materiałem. Czy warto było, w imię nostalgii i kredytu zaufania poświęcić tę parę godzin duetowi zasłużonych, choć nieco już przykurzonych herosów?
