Czy ktoś na sali ma ochotę na kawał dobrze zrobionego, radosnego power metalu? Tylko ostrzegam: lukier będzie lał się wiadrami... Parę tygodni temu trafiłem na szwedzką kapelę Dynazty. Mimo, że grają już od ponad dekady, nie miałem z nią nigdy wcześniej do czynienia i to, że postanowiłem sprawdzić ich najnowsze dzieło, The Dark Delight, to czysty przypadek. Wystarczyło jednak dosłownie trzydzieści sekund otwierającego album Presence Of Mind, z jego niemożliwie bujającym rytmem i refrenem rozmiarów Koloseum, aby stało się jasne, że ci panowie wiedzą dokładnie jak robić taką muzykę...
W Kolejce Do Grania… Vol. 5
Jak lepiej zacząć tydzień, niż od uzupełnienia playlist nowymi kawałkami, którymi w ciągu ostatnich dni uraczyły nas nasze ulubione kapele? No dobra, pewnie znalazłbym parę innych sposobów na umilenie sobie poniedziałkowego popołudnia, ale nikt nie powie mi, że krótka sesja z pachnącym świeżością metalem jest kiepską opcją. Skoro mamy to już ustalone, zapraszam do Kolejki Do Grania - kolumny najbliższej tradycyjnym niusom, jaką można znaleźć na Irkalli.
Ikony: Fear Factory „Demanufacture”
Każdy, kto tak jak ja, około roku 1998 był nastoletnim maniakiem gier komputerowych, pamięta prawdopodobnie widok uzbrojonego w ogromne wiertło monster trucka, wyłaniającego się z mroku w akompaniamencie monumentalnych dźwięków, przypominających OST do Terminatora. Wspomniany obraz to oczywiście intro do kultowego Carmageddona, a towarzysząca mu piosenka to Zero Signal - jeden z najbardziej rozpoznawalnych hymnów Fear Factory, a jednocześnie moja brama do świata "naprawdę" ciężkiego grania... a w każdym razie cięższego niż Korn i The Offspring.
Recenzja: Paradise Lost „Obsidian”
W tym roku do pełnego przeglądu starej gwardii smętnego łojenia brakowałoby już tylko premierowego krążka Anathemy. My Dying Bride wypuścili w marcu świetny The Ghost Of Orion; jeszcze ciepła płyta Katatonii wypadła nieco gorzej, ale przecież też nie przynosi im wstydu, od kilku dni zaś, nieprzerwanie katuję uszy najnowszym dziełem moich ulubieńców z tej ponurej gromadki, czyli, oczywiście, Paradise Lost. Panowie zaliczyli w ciągu ostatnich dwóch dekad tak stabilny ciąg dobrych wydawnictw, że z obrzeży moich zainteresowań trafili do ścisłej czołówki artystów, na których nowe nuty rzucam się jak dzieciak na gwiazdkowe prezenty.
Recenzja: Katatonia „City Burials”
Ciężka sprawa z tą Katatonią - nigdy nie potrafię przewidzieć, czy ich następna płyta będzie hitem, czy porażką. Kilka pozycji z katalogu grupy to prawdziwe złoto - od czasu do czasu robię sobie sesje z Tonight's Decision, Dead End Kings, Viva Emptiness (zwłaszcza po niedawnej reedycji), The Great Cold Distance, lub The Fall Of Hearts i za każdym razem utwierdzam się w przekonaniu, że cholera, to są świetne krążki! Z drugiej strony, nigdy, mimo wielu podejść, nie przekonałem się do pozostałych. Zwiastujące City Burials single odsłaniały dwa spójne w wizji, lecz odmienne w strukturze oblicza sztuki zespołu, i jako takim, udało im się mnie zaciekawić. W związku z tym, i biorąc pod uwagę fakt, że bardzo podobał mi się poprzedni album Szwedów, na całość materiału czekałem z niecierpliwością....
Recenzja: Havok „V”
Najnowszy Testament jeszcze dobrze nie ostygł po wyjęciu z odtwarzacza, a na łamach Irkalli ląduje kolejny czystej wody thrash. Tym razem jednak postanowiłem sprawdzić co słychać u młodej gwardii, trzymającej ten klasyczny gatunek przy życiu z nie mniejszym zapałem, niż kiedyś jego ojcowie założyciele. Havok, obok kolegów z Warbringer, Evile, Municipal Waste, czy choćby mojego ulubionego Vektora, stanowi tejże forpocztę i, nie robiąc sobie nic ze spadających mu na głowę zarzutów wtórności, od dekady produkuje staroszkolny metal, z płyty na płytę podbijający serca kolejnych, odzianych w dżinsowe katany, rurki i białe tenisówki fanów...
W Kolejce Do Grania… Vol. 4
Po bardzo mocnym wydawniczym początku roku, na horyzoncie zaczyna majaczyć letni sezon ogórkowy - tym bardziej bolesny, że w obecnej sytuacji możemy zapomnieć o wszelkich festiwalach i imprezach. Niemniej, dużo fajnych premier wielkimi krokami zmierza w naszą stronę, a ja ponownie przedstawiam kilka piosenek z krążków, na które osobiście ostrzę sobie zęby.
Recenzja: Oranssi Pazuzu „Mestarin Kynsi”
Muszę powiedzieć, że kiedy wyciągnąłem najnowszy krążek Oranssi Pazuzu ze skrzynki pocztowej, logo Nuclear Blast na jego okładce nieco mnie zaskoczyło. Ta pokręcona fińska ekipa, ze swoim dziwacznym, mocno niemainstreamowym podejściem do metalu jakoś nie pasowała mi nigdy do barw jednej z największych metalowych wytwórni, kojarzącej się raczej z gwiazdami pokroju Nightwish i Sabaton niż ze schizofrenicznym podziemiem. Czy transfer ze Svart Records oznacza że po Mestarin Kynsi powinniśmy spodziewać się bardziej komercyjnych, uładzonych dźwięków, czy też po prostu nadeszły czasy koniunktury na takie granie i giganci zwęszyli interes?
Recenzja Książki: „Dla Dobra Metalu”
15 kwietnia premierę na polskim rynku miała książka Briana Slagela zatytułowana Dla Dobra Metalu. Większości fanów ciężkiego grania nazwisko autora nie powinno być obce, a już na pewno świetnie znana jest powołana przez niego do życia instytucja. Chodzi naturalnie o amerykańską wytwórnię Metal Blade, która z żelazną konsekwencją i w bezkompromisowy sposób, od prawie 40 lat promuje ekstremalną (adekwatnie do czasów) muzę, a po drugiej stronie Atlantyku praktycznie ją zaszczepiła.
Recenzja: Hexvessel „Kindred”
Będąc fanem głosu, charyzmy i szeroko pojętej wizji artystycznej Mata McNerneya, staram się śledzić dokonania zespołów, w których akurat macza swe zawsze zapracowane palce. Obecnie są to: folkowy Hexvessel, rockowy Grave Pleasures, i hołdujący jego nieśmiertelnej miłości do wszystkiego co ekstremalne i piekielne, The Deathtrip. Jako, że formułę czystej wody muzyki ludowej odbieram jako dość ograniczoną i przewidywalną, pierwszy z wymienionych składów zawsze plasował się na pograniczu moich zainteresowań, najbardziej zaś trafiał do mnie w tych momentach, kiedy odważnie zbliżał się do granic rocka, dzięki czemu jego muzyka zdecydowanie zyskiwała na uniwersalności. Stąd od debiutu tej leśnej drużyny wolę When We Are Death i No Holier Temple, a po tym jak praktycznie odpuściłem sobie zeszłoroczne All Tree (teraz już wiem, że niesłusznie, ale to temat na następny raz), z uwagą poświęciłem się ich premierowemu wydawnictwu...