Recenzja: Borknagar „Fall”

Borknagar należy do moich ulubionych kapel z kręgów norweskiego okołoblackowego proga, a ich pełen wyśmienitych piosenek poprzedni album zajął wysoką pozycję w moim zestawieniu najlepszych płyt 2019 roku. Jak więc łatwo sobie wyobrazić, na premierę ich najnowszego wydawnictwa czekałem ze sporą niecierpliwością. Okazało się, że na Fall panowie postanowili dokonać nieznacznej korekty kursu i postawili na granie, bliższe ich nieco starszym wydawnictwom, niż przebojowemu True North. Choć oczywiście, jak zawsze, dostajemy sporo zaraźliwych melodii i wpadających w ucho, ekspresyjnych wokalnych popisów w wykonaniu duetu Vortex / Nedland, to prostolinijnych piosenkowych konstrukcji á la Thunderous, Fire That Burns, Lights tudzież Voices, raczej tu nie uświadczymy.

Recenzja: Iotunn „Access All Worlds”

Testowanie granic metalu jest zawsze w cenie, bo trzyma go przy życiu i nie pozwala mu dać się zakopać pod zwałami kurzu. Dobrze jednak, że obok eksperymentatorów, wciąż pojawiają się nowi twórcy, poszukujący oryginalnych rozwiązań w znajomych, sprawdzonych ramach, kultywujący gatunkową tradycję. Tacy właśnie jak Iotunn. Duńczycy na swojej debiutanckiej pełnej płycie wrzucili na ruszt nośny progresywny death, nasuwający skojarzenia z Edge Of Sanity około Purgatory Afterglow, szczyptę muskularnego melodeathu a la stare Amon Amarth oraz szybujące, power metalowe wręcz wycieczki wokalne i upichcili z tych składników dzieło, które z jednej strony brzmi jakby kręciło się w odtwarzaczach już od dwóch dekad, z drugiej zaś ma w sobie wystarczający zasób świeżych rozwiązań, by ładnie wpisać się w aktualne, poszukujące oblicze sceny.

Recenzja: Soen „Imperial”

Soen ewidentnie jest w twórczym ciągu. Od premiery Cognitive w 2012 roku Szwedzi, pod wodzą znanego niegdyś z Opeth Martina Lopeza, wydają kolejne albumy z niemal niezachwianą regularnością, kontynuując swoją artystyczną podróż od złożonych progowych struktur, ku bardziej piosenkowej sztuce. 2 lata po premierze Lotusa, dostajemy świeży materiał, który stawia wprawdzie kilka dalszych kroków na ścieżce ich stylistycznej ewolucji, zasadniczo jednak bardzo bezpiecznie trzyma się znajomych, wypracowanych ram...

W kolejce do grania… Vol. 7

Za oknem pierwszy śnieg, harmonogramy wydawnicze na 2020 nieuchronnie się zamykają, wielkimi krokami zbliża się ekscytujący czas podsumowań, a na łączach już znaleźć można zapowiedzi albumów zaplanowanych na styczeń i luty. Pora więc powoli zamykać playlisty z hitami z mijających 12 miesięcy i utworzyć nowe, na których otwarcie, jak znalazł, nadadzą się poniższe piosenki.

Recenzja: Pain Of Salvation „Panther”

Premiera Panther była jedną z bardziej oczekiwanych przeze mnie w tym roku. Po spowodowanej chorobą Daniela Gildenlöwa, długiej i złowróżbnej ciszy w obozie Pain Of Salvation, bardzo cieszy mnie ich powrót do regularnego, intensywnego tworzenia. Uporawszy się, na poprzednim krążku, z osobistymi demonami, weterani progresywnego grania postanowili skierować się ku, zawsze bliskim ich sercom, problemom natury społecznej i przyjrzeć się kondycji naszej ulubionej, konsumpcjonistycznej cywilizacji, w przypowieści o buntowniku, niedopasowanym do świata reguł, pisanych przez odzianych w garnitury normalsów. ..

Recenzja: Katatonia „City Burials”

Ciężka sprawa z tą Katatonią - nigdy nie potrafię przewidzieć, czy ich następna płyta będzie hitem, czy porażką. Kilka pozycji z katalogu grupy to prawdziwe złoto - od czasu do czasu robię sobie sesje z Tonight's Decision, Dead End Kings, Viva Emptiness (zwłaszcza po niedawnej reedycji), The Great Cold Distance, lub The Fall Of Hearts i za każdym razem utwierdzam się w przekonaniu, że cholera, to są świetne krążki! Z drugiej strony, nigdy, mimo wielu podejść, nie przekonałem się do pozostałych. Zwiastujące City Burials single odsłaniały dwa spójne w wizji, lecz odmienne w strukturze oblicza sztuki zespołu, i jako takim, udało im się mnie zaciekawić. W związku z tym, i biorąc pod uwagę fakt, że bardzo podobał mi się poprzedni album Szwedów, na całość materiału czekałem z niecierpliwością....

W Kolejce Do Grania… Vol. 4

Po bardzo mocnym wydawniczym początku roku, na horyzoncie zaczyna majaczyć letni sezon ogórkowy - tym bardziej bolesny, że w obecnej sytuacji możemy zapomnieć o wszelkich festiwalach i imprezach. Niemniej, dużo fajnych premier wielkimi krokami zmierza w naszą stronę, a ja ponownie przedstawiam kilka piosenek z krążków, na które osobiście ostrzę sobie zęby.

Recenzja: Azure Emote „The Third Perspective”

Amerykanie z Azure Emote grają awangardowy death metal, nie do końca jednak taki, jaki dziś powinno się robić, żeby naprawdę zasłużyć na miano awangardy. Mam na myśli to, że mimo szalonego kalejdoskopu smaków, którym bombardują nasze uszy, ich muzyka jest dość staroszkolna - spójna, klasycznie ustrukturyzowana i opiera się głównie na instrumentarium od lat kojarzonym ze sceną metalową. Przypomina dzięki temu raczej dzieła sprzed przynajmniej dwóch dekad, niż dzisiejsze, kompletnie obłąkane dziwadła, z uporem łączące najbardziej niedopasowane klocki, jak to tylko możliwe...

Recenzja: Psychotic Waltz „The God-Shaped Void”

Psychotic Waltz to nietypowa kapela w szeregu prog-metalowych gwiazd wczesnych lat 90. Ich powrót do tworzenia, w oryginalnym składzie, po ponad 20 latach ciszy stanowił wydarzenie sporego kalibru, choć jestem pewien, że za sprawą ich relatywnie małej popularności, niewiele osób obgryzało paznokcie w oczekiwaniu. Tak czy inaczej, spokojnie można było spodziewać się po The God-shaped Void przynajmniej materiału wysokiej jakości.

Ikony: „Back To Times Of Splendor”

Kiedy słucham tego krążka zawsze zadziwia mnie jak bardzo został on przeoczony. Nie mogę powiedzieć niedoceniony, bo ci co na niego trafili, zazwyczaj rozpływają się w zachwytach, ale, cholera, muzyka, którą trio z Lipska, w składzie Andy Schmidt (aka Vurtox) / Jens Maluschka / Rajk Barthel, poczęstowało świat w 2004 roku jest tak zajebiście uniwersalnie dobra, że każdy szanujący się fan metalu powinien zrobić sobie tę przysługę i zasilić nią swoją płytotekę.

W Kolejce Do Grania… Vol. 2

Rok powoli się rozkręca, a na półkach zdążyło już wylądować przynajmniej kilka solidnych wydawnictw. Ja tymczasem po raz drugi postanowiłem podzielić się kilkoma kawałkami, które zwiastują ciekawe nadchodzące premiery.

Recenzja: The Offering „Home”

Wiedziony kaprysem, wrzuciłem niedawno do odtwarzacza zeszłoroczny pełnopłytowy debiut The Offering, o którym słyszałem skądinąd, że jest jednym z bardziej nietuzinkowych wydawnictw ostatnich miesięcy. Bazując na doniesieniach, prawdopodobieństwo sukcesu obliczałem na jakieś 25 procent...

Start a Blog at WordPress.com.

Up ↑