RECENZJA: VENOM PRISON „EREBOS”

Być może to kontrowersyjna opinia, ale odważniejsza zabawa melodią i testowanie gatunkowych granic wyszły Venom Prison na zdrowie. Nie poświęcając zanadto autentycznego jadu i wściekłości, Larissa Stupar z kolegami wykręcili przy okazji Erebos zestaw niesamowicie atrakcyjnych kawałków, które choć wciąż bezlitośnie kopią dupę, z powodzeniem zapuszczają się poza deathową niszę…

Recenzja: Pallbearer „Forgotten Days”

Trudno byłoby podważyć tezę, że Pallbearer, w obrębie współczesnej sceny doom metalowej, dorobił się statusu małej gwiazdy. Dzięki temu, że chłopaki nieustannie testują granice gatunkowej niszy, wkraczając w rejony postu, progresji, stonera i sludge’a spod znaku choćby Yob, a jednocześnie utrzymują niezaprzeczalnie klasyczny feeling, czerpiąc w równym stopniu z zamierzchłej klasyki, co z dokonań brytyjskich smutasów z lat 90., premiery ich płyt przykuwają uwagę opiniotwórczych portali i zazwyczaj zgarniają świetliste noty. Po Forgotten Days sięgnąłem więc z uzasadnionym nastawieniem na parę wysokojakościowych okazji do radosnego dumania nad marnością, daremnością i porażką egzystencji. Cóż może być bowiem lepszego na jesienną izolację?

Recenzja: Imperial Triumphant „Alphaville”

A niech to! 2020 to dobry rok dla death metalu na Irkalli (oczywiście, również diabelnie dobry rok dla tegoż, w ogóle!). Pisałem już o doskonałych albumach Ulcerate i Pyrrhon, a trzecim składem, który w ostatnich miesiącach narobił szumu w otaczającym mnie muzycznym krajobrazie, są własnie bohaterowie dzisiejszego tekstu. Na przestrzeni ostatnich lat Imperial Triumphant zrobili błyskawiczną i efektowną karierę, zdobywając doskonałą prasę i wskakując do wysokiej ligi podziemnego grania. Pamiętam, kiedy zetknąłem się z nimi po raz pierwszy, przy okazji Abyssal Gods, łatwo było wrzucić ich do jednej szufladki z zastępem innych szalonych naśladowców Deathspell Omega. Nowojorczycy nie zagrzali tam jednak miejsca. Znaleźli swoją własną ścieżkę – opuścili opanowane przez demony i diabły leśne nory, by czerpać inspirację z plątaniny betonu, stali i ludzkich żądz, stanowiącej tkankę ich rodzinnego miasta, wspaniałego i przerażającego zarazem…

Recenzja: Havukruunu „Uinuos Syömein Sota”

Z osobliwie brzmiącą nazwą Havukruunu zetknąłem się po raz pierwszy trzy lata temu, przy okazji premiery Kelle Surut Soi, chwalonego przez krytyków, drugiego albumu kapeli z Krainy Tysiąca Jezior. Finowie siedzą za murami tego samego, ufundowanego przez Bathory, pogańsko-blackowego bastionu, co choćby ich krajanie z Moonsorrow, zagrywają jednak karty po swojemu i budują markę na własnych zasadach…

Recenzja: Ulcerate „Stare Into Death And Be Still”

Ulcerate w ciągu ostatnich lat przeprowadzili szturm na hierarchię wartości fanów ekstremalnego metalu. Ich podróż od statusu ciekawostki z antypodów, do roli jednego z najbardziej prominentnych składów na scenie, ku któremu zgodnie zwracają się uszy publiki w oczekiwaniu na przełomowe dźwięki, była i nadal jest czymś zgoła spektakularnym. Nowozelandczycy na przestrzeni dekady nie wypuścili ani jednej słabej nuty, wytrwale szlifując dekadencką, brutalną materię swego technicznego death metalu, a każde kolejne wydawnictwo stawiało następny krok w kierunku wyzwolenia z formalnych więzów i ku artystycznej dojrzałości….

Recenzja: Azure Emote „The Third Perspective”

Amerykanie z Azure Emote grają awangardowy death metal, nie do końca jednak taki, jaki dziś powinno się robić, żeby naprawdę zasłużyć na miano awangardy. Mam na myśli to, że mimo szalonego kalejdoskopu smaków, którym bombardują nasze uszy, ich muzyka jest dość staroszkolna – spójna, klasycznie ustrukturyzowana i opiera się głównie na instrumentarium od lat kojarzonym ze sceną metalową. Przypomina dzięki temu raczej dzieła sprzed przynajmniej dwóch dekad, niż dzisiejsze, kompletnie obłąkane dziwadła, z uporem łączące najbardziej niedopasowane klocki, jak to tylko możliwe…

Recenzja: Godthrymm „Reflections”

Godthrymm na pierwszy rzut oka wydaje się czymś na kształt supergrupy, wszak jego skład tworzą goście, którzy od lat 90. zjedli zęby na łojeniu smutnej muzyki. W rzeczywistości jednak Hamish Glencross i Shaun Taylor-Steels już dawno temu rozstali się z kultowymi ekipami i od tamtego czasu tworzą pod mniej rozpoznawalnymi banderami. Sięgając po Reflections miałem więc uzasadnioną nadzieję, że nie jest on dla tych zasłużonych muzyków zaledwie niedopieszczonym, niezobowiązującym skokiem w bok, a produkcją, w którą włożyli całą swą uwagę i kreatywność, tym bardziej, że puszczony wyprzedzająco w eter singiel naprawdę dawał radę.

Recenzja: Fliege „The Invisible Seam”

Trudno powiedzieć, jakiej muzyki można się spodziewać po zespole o nazwie Fliege (niem. „Mucha”). W każdym razie metal niekoniecznie jest tym, co pierwsze przychodzi do głowy. Niemniej jednak, czego łatwo się domyślić biorąc pod uwagę to na jakim blogu jesteśmy, twórczość Amerykanów występujących pod tym szyldem właśnie metalem jest, a dokładniej, niecodziennie brzmiącą mieszanką blacku i elektroniki.

Recenzja: The Offering „Home”

Wiedziony kaprysem, wrzuciłem niedawno do odtwarzacza zeszłoroczny pełnopłytowy debiut The Offering, o którym słyszałem skądinąd, że jest jednym z bardziej nietuzinkowych wydawnictw ostatnich miesięcy. Bazując na doniesieniach, prawdopodobieństwo sukcesu obliczałem na jakieś 25 procent…

Recenzja: Ashbringer „Absolution”

Ashbringer to kapela z USA, obracająca się w kręgach szeroko pojętego klimatycznego post-blacka. Debiutancki krążek, nagrany w 2015 roku w jednoosobowym składzie, wionął jeszcze mocno surowizną zapożyczoną od norweskiej drugiej fali, zdradzał już melancholijne, folkowe inklinacje. Na wydanym rok później, nawiasem mówiąc świetnym Yūgen, panowie sformowali regularny skład i rozwinęli formułę w kierunku pełnoprawnego atmo-blacka, hołdującego takim żelaznym reprezentantom gatunku jak Agalloch i Panopticon. Parę tygodni temu światło dzienne ujrzała ich najnowsza płyta, zatytułowana Absolution, przesuwająca środek ciężkości muzyki dalej w kierunku postu, zostawiając klasyczny black metal coraz bardziej z tyłu.

Sumerlands „Sumerlands”

Trend przeżywania na nowo starych dobrych czasów rządzi niepodzielnie w każdym bez wyjątku gatunku metalu (i nie tylko), ale bardzo niewielu kapelom udaje się na tej fali stworzyć coś, czego jest sens słuchać w okolicznościach innych niż wycieczka sentymentalna. Debiut Sumerlands należy bezsprzecznie do grona wybrańców.

Grave Pleasures „Motherblood”

Tańcząc do Be My Hiroshima czy Laughter in the Abyss czułbym się trochę jakbym bawił się przy dźwiękach orkiestry grającej na pogrzebie cywilizacji, w świetle radioaktywnych chmur. Nie da się ukryć, że taki pogrzeb byłby niezłą imprezą. Pomimo bowiem aury potrafiącej wywołać ciarki na plecach, właściwie wszystkie utwory składające się na Motherblood to ociekające charyzmą, zajebiste rockowe petardy.