Wydawniczy sezon ogórkowy w pełni, ale na horyzoncie już zaczynają pojawiać się zapowiedzi płytowe na końcówkę lata i jesień, w tym kilka całkiem interesujących. W poprzedniej edycji Kolejki pisałem o Enslaved, a dzisiaj bohaterami zostali między innymi Pain Of Salvation, The Ocean i Unleash The Archers.
1. Pain Of Salvation – Accelerator
Pain Of Salvation znajduje się w ścisłej czołówce grona moich ulubionych zespołów. Wynika to w dużej mierze z faktu, że w ciągu ćwierćwiecza istnienia, nigdy nie przestali ewoluować, modyfikować swojego podejścia i formuły, a jednocześnie, mimo nieustannych poszukiwań i nieograniczonych wycieczek w przeróżne stylistyczne rejony, nie zdarzyło im się nagrać słabego albumu (no dobra, waham się co do Be). Perspektywa nowego materiału z ich obozu jest więc dla mnie niezmiennie ekscytująca i, tym bardziej, cieszę się, że po poważnych turbulencjach sprzed kilku lat, wrócili do regularnego nagrywania. Accelerator posiada wszystko, co lubię w muzyce Szwedów, podane niemalże w pigułce. Jest tu współcześnie pulsująca, rockowa energia, progresywna dynamika, oraz tony zaraźliwych melodii i chwytającej za gardło charyzmy. Z nowości natomiast, dostajemy odważne partie elektroniki, w duchu tego, co znamy choćby z ostatnich krążków Leprous czy Haken: mocny, mroczny, syntezatorowy motyw przewodni, serwowany w towarzystwie wszelkiej maści zgrzytów i gliczy. Przy zwartej, pięcio-i-pół minutowej formie, Accelerator to singiel idealny; jeden z najlepszych, jakie Szwedzi mają w swoim dorobku, nawet jeśli, tradycyjnie już, trzeba wybaczyć mu narcystyczny teledysk, gdzie Gildenlöw i Hallgren wdzięczą się i prężą niczym w reklamach na przemian dezodorantów i odżywek do włosów. Cały nowy materiał, zatytułowany Panther, usłyszymy 28 sierpnia 2020.
2. The Ocean – Jurassic | Cretaceous
Niemcy z Oceanicznego Kolektywu planują powrócić w tym roku z kontynuacją Phanerozoic I. Zapoznawszy się z promującym nowy materiał numerem, nie stwierdzam niespodzianek – nadal jest to solidnie zrobiony, na przemian melodyjny i ciężki, monumentalny kawał progresywnego metalu, w którym pobrzmiewają reminiscencje sludge’owych korzeni kapeli. Jurassic | Cretaceous trwa ponad 13 minut i, zgodnie z tym, co sugeruje tytuł, można wyodrębnić z niego przynajmniej dwie główne części, każda z garścią swoich charakterystycznych rozwiązań, w tym z gościnnym występem Jonasa Renkse (ponownym, po Devonian: Nascent, sprzed dwóch lat). Jest więc w co się wgryzać. Phanerozoic II: Mesozoic | Cenozoic ujrzy światło dzienne 25 września 2020.
3. Havukruunu – Ja Viimein On Yö
Dla mnie twórczość Havukruunu to taka bardziej podziemna odpowiedź na Moonsorrow, czyli ciężkie, agresywne, zakorzenione w blacku łojenie, w płynacym, pogańskim stylu. Panowie grają na pewno nie mniej epicko i klimatycznie od swoich popularniejszych rodaków, udaje im się jednak osiągnąć ten efekt bez udziału folkowych przeszkadzajek i filmowej, klawiszowej pompy; za to w oparciu o zabójczo skuteczną robotę gitar i zwięzłe, trafiające w dychę kompozycje. Ja Viimein On Yö stanowi pierwszorzędny pokaz możliwości kapeli i spokojnie dorównuje numerom z wydanego trzy lata temu, wychwalanego przez publikę, Kelle Surut Soi. Wedle informacji znalezionych w odmętach internetu, pełen nowy album powinien ukazać się już niedługo – 17 lipca.
4. Unleash The Archers – Abyss
Gatunkowy power metal w XXI wieku nie bywa dużo lepszy od tego, co trzy lata temu sprzedali nam Unleash The Archers, na Apex. Kontynuacja tematu zapowiada się równie efektywnie i efektownie – Abyss to potężny, epicki numer, o idealnym balansie pomiędzy mięchem i przebojowością, z ogromnymi melodiami i niesamowitym wokalem Brittney Slayes, która ponownie rozstawia po kątach całą konkurencję, niezależnie od zestawu chromosomów. Premiera nowego wydawnictwa zaplanowana jest na 21 sierpnia 2020.
5. Ensiferum – Andromeda
Po tym, jak boom na przaśny folk metal odszedł w niepamięć, na scenie pozostali jedynie najwytrwalsi, w tym Ensiferum. Nigdy, nawet w czasach świetności gatunku, nie byłem znawcą, ani fanem ich muzyki i zapowiedziany na 10 lipca Thalassic raczej tego nie zmieni, a jednak najnowszy, pochodzący z tego krążka singiel – Andromeda, jakkolwiek schematyczny, ma w sobie energię i fajną, przebojową iskrę, dzięki czemu słucha mi się go całkiem dobrze. Jeśli ktoś szuka świeżego paliwa na metalową imprezkę z piwem lanym do rogów, bez zbędnej kontemplacji, powinien być zadowolony.