Recenzja: …And Oceans „Cosmic World Mother”

Powrót …And Oceans był dla mnie, na przestrzeni ostatnich miesięcy, a może i lat, jednym z ciekawszych, a jednocześnie mniej spodziewanych. Ekipa odpowiedzialna swego czasu za The Symmetry Of I, The Circle Of O i A.M.G.O.D., rozpadła się na początku XXI wieku na mniejsze projekty i, ostatecznie, na niemal dwie dekady zniknęła z radaru. Na przestrzeni czterech krążków z pierwszego etapu działalności, ich muzyka przeszła wyraźną stylistyczną ewolucję – od melodyjnego symfonicznego blacku, nasuwającego skojarzenia z Covenant, sprzed zamiany C na K, Limbonic Art, czy nawet wczesnego Dimmu Borgir, do napakowanego elektroniką industrialu, już tylko zahaczającego o rejony czarnej sztuki.

Recenzja: Tyrant „Hereafter”

Metalowym archeologom, zwłaszcza tym wyspecjalizowanym we wczesnym amerykańskim heavy metalu, logo Tyrant z pewnością nie powinno być obce. Wszak początki kariery tego konkretnego despoty sięgają końcówki lat siedemdziesiątych, a jego pierwsze, całkiem niezłe, choć mało znane wydawnictwa, ujrzały światło dzienne w drugiej połowie kolejnej dekady. Za sprawą zdecydowanie speedowych i thrashowych inklinacji, potężnych riffów, szorstkiego, surowego wokalu i ogólnej, gęstej produkcji, była to wówczas całkiem ciężka muzyka, tym bardziej w świetle gatunkowych standardów. Dziś, ponad trzydzieści lat później, w którym to czasie ukazała się tylko jedna płyta zespołu, dostajemy do rąk ich premierowe wydawnictwo…

Recenzja: Pyrrhon „Abscess Time”

Być może, w myśl powiedzonka, nie należy oceniać książek po okładkach. Nie da się jednak ukryć, że bywają one niezłym motywatorem do tego, by po niektóre książki, tudzież płyty, sięgnąć. Tak własnie było w moim przypadku, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z muzyką death metalowców z Pyrrhon, to jest w okolicach opakowanego w uderzającą grafikę What Passes For Survival. Misterny, wysublimowany kolorystycznie i niepokojący, a jednocześnie wyrywający się gatunkowym standardom obrazek sprawił, że po prostu musiałem sprawdzić, jaka muzyka kryje się na krążku nim ozdobionym. Minęły trzy lata, a ja znalazłem się w tej samej sytuacji, patrząc na utrzymaną w charakterystycznym stylu Caroline Harrison obwolutę najnowszego dzieła Amerykanów, czyli Abscess Time. Przyszedłem za okładką, zostałem dla zawartości…

Recenzja: Omega Infinity „Solar Spectre”

Omega Infinity to projekt powołany do życia przez Xenoyra, na co dzień odpowiedzialnego za ciemną stronę wokali w Ne Obliviscaris, oraz niejakiego Tentakela, etatowego bębniarza Todgelicher, tu trzymającego pieczę nad całością warstwy instrumentalnej. Macierzyste kapele obu panów parają się graniem mocno zakorzenionej w ekstremie ciężkiej muzyki, nade wszystko jednak barwnej, awangardowej i nie dającej się łatwo zaszufladkować, efekt niniejszej kolaboracji zapowiadał się zatem przynajmniej interesująco…

Recenzja: Divine Weep „The Omega Man”

Nostalgia za dobrym, zakutym w lśniącą zbroję heavy i power metalem żyje we mnie głęboko, i choć na co dzień raczej nie daje o sobie znać, to od czasu do czasu, jakiś niespodziewany bodziec sprawia, że wyruszam w podróż do krainy rycerskiej muzy, z nadzieją na odnalezienie nieodkrytej dotychczas komnaty skarbów. Tak oto, głodny przygód i pełen optymizmu, sięgnąłem po świeżutki krążek białostoczan z Divine Weep, który parę dni temu ujrzał światło dzienne, nakładem Ossuary Records – nowej wytwórni, parającej się, z założenia, właśnie takim, klasycznym graniem.

Recenzja: Dynazty „The Dark Delight”

Czy ktoś na sali ma ochotę na kawał dobrze zrobionego, radosnego power metalu? Tylko ostrzegam: lukier będzie lał się wiadrami… Parę tygodni temu trafiłem na szwedzką kapelę Dynazty. Mimo, że grają już od ponad dekady, nie miałem z nią nigdy wcześniej do czynienia i to, że postanowiłem sprawdzić ich najnowsze dzieło, The Dark Delight, to czysty przypadek. Wystarczyło jednak dosłownie trzydzieści sekund otwierającego album Presence Of Mind, z jego niemożliwie bujającym rytmem i refrenem rozmiarów Koloseum, aby stało się jasne, że ci panowie wiedzą dokładnie jak robić taką muzykę…

Recenzja: Paradise Lost „Obsidian”

W tym roku do pełnego przeglądu starej gwardii smętnego łojenia brakowałoby już tylko premierowego krążka Anathemy. My Dying Bride wypuścili w marcu świetny The Ghost Of Orion; jeszcze ciepła płyta Katatonii wypadła nieco gorzej, ale przecież też nie przynosi im wstydu, od kilku dni zaś, nieprzerwanie katuję uszy najnowszym dziełem moich ulubieńców z tej ponurej gromadki, czyli, oczywiście, Paradise Lost. Panowie zaliczyli w ciągu ostatnich dwóch dekad tak stabilny ciąg dobrych wydawnictw, że z obrzeży moich zainteresowań trafili do ścisłej czołówki artystów, na których nowe nuty rzucam się jak dzieciak na gwiazdkowe prezenty.

Recenzja: Katatonia „City Burials”

Ciężka sprawa z tą Katatonią – nigdy nie potrafię przewidzieć, czy ich następna płyta będzie hitem, czy porażką. Kilka pozycji z katalogu grupy to prawdziwe złoto – od czasu do czasu robię sobie sesje z Tonight’s Decision, Dead End Kings, Viva Emptiness (zwłaszcza po niedawnej reedycji), The Great Cold Distance, lub The Fall Of Hearts i za każdym razem utwierdzam się w przekonaniu, że cholera, to są świetne krążki! Z drugiej strony, nigdy, mimo wielu podejść, nie przekonałem się do pozostałych. Zwiastujące City Burials single odsłaniały dwa spójne w wizji, lecz odmienne w strukturze oblicza sztuki zespołu, i jako takim, udało im się mnie zaciekawić. W związku z tym, i biorąc pod uwagę fakt, że bardzo podobał mi się poprzedni album Szwedów, na całość materiału czekałem z niecierpliwością….

Recenzja: Havok „V”

Najnowszy Testament jeszcze dobrze nie ostygł po wyjęciu z odtwarzacza, a na łamach Irkalli ląduje kolejny czystej wody thrash. Tym razem jednak postanowiłem sprawdzić co słychać u młodej gwardii, trzymającej ten klasyczny gatunek przy życiu z nie mniejszym zapałem, niż kiedyś jego ojcowie założyciele. Havok, obok kolegów z  Warbringer, Evile, Municipal Waste, czy choćby mojego ulubionego Vektora, stanowi tejże forpocztę i, nie robiąc sobie nic ze spadających mu na głowę zarzutów wtórności, od dekady produkuje staroszkolny metal, z płyty na płytę podbijający serca kolejnych, odzianych w dżinsowe katany, rurki i białe tenisówki fanów…

W Kolejce Do Grania… Vol. 4

Po bardzo mocnym wydawniczym początku roku, na horyzoncie zaczyna majaczyć letni sezon ogórkowy – tym bardziej bolesny, że w obecnej sytuacji możemy zapomnieć o wszelkich festiwalach i imprezach. Niemniej, dużo fajnych premier wielkimi krokami zmierza w naszą stronę, a ja ponownie przedstawiam kilka piosenek z krążków, na które osobiście ostrzę sobie zęby.

Recenzja Książki: „Dla Dobra Metalu”

15 kwietnia premierę na polskim rynku miała książka Briana Slagela zatytułowana Dla Dobra Metalu. Większości fanów ciężkiego grania nazwisko autora nie powinno być obce, a już na pewno świetnie znana jest powołana przez niego do życia instytucja. Chodzi naturalnie o amerykańską wytwórnię Metal Blade, która z żelazną konsekwencją i w bezkompromisowy sposób, od prawie 40 lat promuje ekstremalną (adekwatnie do czasów) muzę, a po drugiej stronie Atlantyku praktycznie ją zaszczepiła.

Recenzja: Hexvessel „Kindred”

Będąc fanem głosu, charyzmy i szeroko pojętej wizji artystycznej Mata McNerneya, staram się śledzić dokonania zespołów, w których akurat macza swe zawsze zapracowane palce. Obecnie są to: folkowy Hexvessel, rockowy Grave Pleasures, i hołdujący jego nieśmiertelnej miłości do wszystkiego co ekstremalne i piekielne, The Deathtrip. Jako, że formułę czystej wody muzyki ludowej odbieram jako dość ograniczoną i przewidywalną, pierwszy z wymienionych składów zawsze plasował się na pograniczu moich zainteresowań, najbardziej zaś trafiał do mnie w tych momentach, kiedy odważnie zbliżał się do granic rocka, dzięki czemu jego muzyka zdecydowanie zyskiwała na uniwersalności. Stąd od debiutu tej leśnej drużyny wolę When We Are Death i No Holier Temple, a po tym jak praktycznie odpuściłem sobie zeszłoroczne All Tree (teraz już wiem, że niesłusznie, ale to temat na następny raz), z uwagą poświęciłem się ich premierowemu wydawnictwu…