Gatunek: melodic death / metalcore
Rok: 2020
Heaven Shall Burn jak zwykle nie bawią się w szczególne subtelności. Ten niemiecki kombajn od lat raczy fanów swoim przebojowym, acz wściekle brutalnym metalcore’owo-gothenburskim blendem i przy okazji świeżego wydawnictwa nie ma najmniejszego zamiaru tego podejścia zmieniać. Ich dyskografię znam wyrywkowo – ostatni album, z którym miałem szerszy kontakt to pierwsza część Iconoclasta, wydana już, niech no spojrzę w kalendarz… 12 lat temu. Jak się jednak okazało po odpaleniu Of Truth And Sacrifice, niewiele przez ten czas straciłem, bo oprócz lokalizacji dźwięków nieco bliżej melodeathu, charakter zawartej tu muzyki nie odbiega specjalnie od tego, co zespół prezentował w przeszłości. I dobrze – po co naprawiać coś, co działa?
Dla niezaznajomionych z brzmieniem tego zasłużonego składu – metal w ich wydaniu, jak przystało na ekipę, przynajmniej w tekstach, politycznie zaangażowaną, jest wkurwiony, ciężki, a przede wszystkim głośny. I mówiąc „głośny” naprawdę mam na myśli niemal przekroczoną skalę hałasu, tak jakby frontman z odległości piętnastu centymetrów wykrzykiwał swoje przesłanie prosto w nasze przyzwyczajone do wysmakowanych hipsterskich produkcji uszy, przy akompaniamencie wręcz industrialnego, przesterowanego grzmotu bębnów i nawałnicy ryczących jak piły łańcuchowe deathcore’owych riffów. Jednocześnie, muzyka Heaven Shall Burn jest w niemiecki sposób poukładana. Nie ma tu mowy o bezładnym jazgocie. Pod względem kompozycyjnym, Of Truth And Sacrifice, tak samo jak ich wcześniejsze dzieła, leży blisko dokonań szwedzkich bohaterów z gatunku At The Gates, The Crown lub starszego Arch Enemy oraz wyrosłych w początkowych latach bieżącego stulecia core’owych składów zza oceanu, takich jak Killswitch Engage czy Chimaira. Oferuje zatem raz za razem smakowicie motoryczne, nośne zagrywki oraz stworzone do machania łbem i radosnego kolidowania w moshpitach groovy, ubrane w chwytliwe, całkiem zróżnicowane piosenki, ze zwrotkami, refrenami i całą resztą.
Muszę z zadowoleniem stwierdzić, że Of Truth And Sacrifice zawiera naprawdę sporo dobrych numerów. Heaven Shall Burn rzucają na stół wystarczająco bogatą paletę pomysłów by utrzymać zainteresowanie przynajmniej przez większość bądź co bądź obszernego materiału. Jest tu kilka rasowych petard, z gatunku Thoughts And Prayers, Eradicate, Stateless i Übermacht, które budują swój sukces na efektywnym serwowaniu kolejnych fal adrenaliny i bez zbytniego cackania się spuszczają słuchaczowi solidny, przyjemnie masujący czachę łomot. Smaczek w tym bezpardonowym laniu po mordzie stanowi jakże aktualny, thrashowo-punkowy cover Critical Mass, oryginalnie autorstwa Nuclear Assault. Na drugą nóżkę dostajemy kawałki o podobnym tempie i intensywności, jednakże ciut bardziej melodyjne, bogatsze w ozdobne partie gitary wiodącej, przez co czasem przypominające choćby bitewne sztuki z repertuaru Amon Amarth. Do tej grupy należą Protector, Tirpitz, Terminate The Unconcern i My Heart And The Ocean. Panowie nie byliby też sobą, gdyby nie przypomnieli nam po drodze o swoich ciągotach do elektroniki, której upust dają w uzbrojonej w aggrotechowe, syntezatorowe podkłady, napędzanej Red Bullem i kokainą, La Résistance, wprost stworzonej do tego, by rytmicznie wystrzeliwać piąchy w niebo, skandując High! High! High! (oby tylko ktoś się nieopatrznie nie przesłyszał). Wszystkie te utwory robią masę dobrej roboty i mogą z powodzeniem stanowić wysokokaloryczne paliwo porządnej metalowej imprezy.
Aby dopełnić mozaikę, Niemcy pozwalają sobie na dość zaskakujący flirt z łagodniejszymi brzmieniami i atmosferycznymi, filmowymi aranżacjami, mam jednak wrażenie, że nie czują się w tych butach komfortowo. O ile The Sorrows Of Victory, dzięki sprawdzonemu kontrastowi między spokojnymi, a agresywnymi partiami, pomimo kiczowatych, nadętych czystych wokali i ogólnych dłużyzn jako tako zdaje egzamin, o tyle Expatriate, podobnie jak zamykający stawkę Weakness Leaving My Heart, toną w odmętach flaków z olejem. Każdy z nich dałoby się prawdopodobnie uratować, gdyby nie trwały po osiem – dziewięć minut. I tu, płynnie, dochodzimy do właściwie jedynej, ale za to mocno wpływającej na odbiór bolączki Of Truth And Sacrifice. Czy wspomniałem już o tym, że jest to podwójny album? No więc – tak, Heaven Shall Burn poczęstowali nas trwającą ponad półtorej godziny porcją efektywnego, lecz pozbawionego niuansów i w ogólnym rozrachunku dość homogenicznego teutońskiego melodeathu, podczas gdy optymalna długość takiej płyty wynosiłaby nieco ponad trzy kwadranse! Osobiście nie jestem w stanie z satysfakcją i w skupieniu łyknąć jej w jednym podejściu, zwłaszcza biorąc pod uwagę wspomnianą już, bezlitośnie przegłośnioną, wypraną z dynamiki produkcję, która w małych porcjach imponuje radykalizmem, na dłuższą metę zaś mocno męczy. Okrojony ze zbędnego tłuszczu Of Truth And Sacrifice byłby piękną pigułą czystej energii, a tak mamy do czynienia z typowym syndromem klęski urodzaju.
W czasach panowania postu, dooma i OSDM, porządny, prężący klatę melodyjny death bywa towarem deficytowym. Heaven Shall Burn nie oglądają się jednak na mody, konsekwentnie łojąc dokładnie taką muzę. Być może dzięki temu właśnie uporowi, połączonemu z ogromem entuzjazmu, produkcyjnym bogactwem, a przede wszystkim wysokiej próby, profesjonalnym kompozytorstwem, wciąż pozostają na świeczniku i cieszą się nienadszarpniętą reputacją. Najnowsze wydawnictwo potwierdza tylko, że można na nich polegać – sięgając po nie dostaję dokładnie to, czego się spodziewałem i to w wypasionym wydaniu, nawet jeśli jest tego dobra więcej, niż mam akurat ochotę przegryźć. Łapię się więc na tym, że traktuję Of Truth And Sacrifice raczej jako zbiór piosenek do dowolnego podziału na krótsze sesje, niż zamknięty, skończony koncept. Takie podejście całkiem nieźle się zresztą sprawdza, bo naprawdę jest tu w czym przebierać i którego fragmentu płyty bym nie włączył, zawsze trafiam na coś fajnego.
Werdykt: 3,5/5